Forum PROSEKTORIUM Strona Główna


FAQ Szukaj Użytkownicy Profil

 RejestracjaRejestracja   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
Miasteczko Szczęście, część I

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PROSEKTORIUM Strona Główna -> Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
STINGK

Administrator


Administrator
Dołączył: 02 Paź 2006
Posty: 353
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pon 19:27, 20 Lis 2006    Temat postu: Miasteczko Szczęście, część I

Cytat:
Miasteczko Szczęście, to zainspirowane "Twin Peaks", opowiadanie o tajemniczym miasteczku na południu Polski, w który dzieją się dziwne rzeczy. To opowiadanie z dreszczykiem.


Arrow Jest w południowej Polsce niewielkie miasteczko, o jakże optymistycznej nazwie – Szczęście. Jago mieszkańcy z uśmiechem mają zwyczaj mówić, że mieszkają w „Szczęśliwym Miasteczku”. Życie jest tu nadzwyczaj proste, a i każdy każdego zna i odwiedza się nawzajem. Po prostu panuje w miasteczku sielskie życie. Ludzie tutaj utrzymują się głównie z produkcji cukru, gdyż w Szczęściu znajduje się największa fabryka zajmująca się przetwórstwem buraków cukrowych i to właśnie tam zatrudnionych jest 85% mieszkańców miasteczka. Właściwie Szczęście nie różni się zbytnio od innych miasteczek. Jest tu szkoła, szpital, posterunek policji z dzielnym komendantem oraz remiza strażacka. Na pierwszy rzut oka miasteczko wydaje się być ponure. Może to pora roku robi swoje... Jednak to tylko pozory, gdyż mieszkańcy są optymistycznie nastawieni do życia, do siebie, ale i do przyjezdnych, których jest stosunkowo niewielu, bo i mało osób wie o Szczęściu. To miejsce nie ma nawet swojej strony w internecie, mało tego, nikt też o takim miasteczku na swoich stronach nie wspomina.
Nazywam się Michał Koperski. Mam 35 lat i jestem pisarzem. Niektórzy nawet mówią, że całkiem niezłym pisarzem. Właśnie skończyłem moją kolejną powieść zatytułowaną „Co to za życie” i jak zwykle po wyczerpującej promocji książki udałem się na zasłużone wakacje, pomimo, że była połowa stycznia. Już wcześniej zastanawiałem się gdzie by tu pojechać, aż na tydzień przed podróżą, na bankiecie w toruńskim ratuszu...
Był piątkowy wieczór 6 stycznia. Udałem się do Ratusza Staromiejskiego, gdzie miał się odbyć bankiet z okazji wydania mojej nowej powieści. Osobiście nie lubię tych całych imprez, na której jest pełno ludzi, których nawet nie znam. No ale co robić. W umowie z wydawcą jest aneks, że muszę się stawiać na wszystkich bankietach, promocjach i całej reszcie tego komercyjnego przedstawienia. Przez te parę lat zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. Tak więc w ten piątkowy wieczór wszyscy bawili się wyśmienicie: tańczyli, rozmawiali, jedli przekąski, pili szampana. Ratusz tętniał życiem. Ja zresztą też zachowywałem się tak jak pozostali. Co chwilę podchodziła do mnie jakaś osoba i gratulowała kolejnej świetnej książki. Spacerując po sali, popijając białego szampana przyglądałem się obcym ludziom, którzy pozdrawiali mnie, tak jak bym ich znał co najmniej od 10 lat. Właśnie wlewałem w siebie chyba piąty kieliszek „bąbelków” kiedy nagle zrobiło mi się dziwnie ciepło. Prawdę mówiąc zbyt ciepło. Najwyraźniej coś mi padło na wzrok, bo ludzie zrobili się jacyś tacy spłaszczeni. Pomyślałem sobie, że przesadziłem z alkoholem, poczym wyszedłem z ratusza na dziedziniec. Zaraz po przekroczeniu brogu, nie wiedzieć czemu, stare żelazne, ciężkie drzwi same się zatrzasnęły. Oparłem się o zewnętrzny kamienny parapet i zacząłem głęboko oddychać. Wtedy ogarnęła mnie przerażająca cisza. Nie słyszałem żadnych szumów, muzyki w ratuszu, ani głosów rozmów. Po chwili z tej absolutnej ciszy wyłoniły się równomierne kroki, których natężenie się nasilało. Wpatrzony w ziemię, uniosłem głowę i spojrzałem na wjazd na dziedziniec. W moim kierunku szedł mężczyzna w czarnym płaszczu i w kapturze na głowie. Był jakieś dwa i pół metra ode mnie kiedy stanął i przekręcił głowę w lewą stronę. Nie mogłem z siebie nic wydusić, ani się ruszyć. Ten stan przypominał paraliż połączony z lekkim strachem. Mężczyzna stał przez chwilę w milczeniu z przekręconą głową, aż wreszcie wyprostował ją i przemówił dojrzałym, stanowczym głosem:
- Witaj, pisarzu. Podobno wybierasz się na wakacje?... Mam dla Ciebie propozycję, oczywiście nie możesz jej odrzucić. Obiecuję, że nie pożałujesz. Będziesz mieć naprawdę wyjątkowe wakacje... Szczegóły znajdziesz w schowku swojego samochodu. – mężczyzna zaczął odchodzić, jednak po kilku krokach zatrzymał się po to by odwrócić się ponownie i dodać – Pisarzu! Nie zawiedź mnie. – po czym znikł w ciemnościach, a ja zacząłem normalnie słyszeć. Nieco wystraszony odwróciłem się i na moich oczach ciężkie żelazne drzwi otworzyły się.
Nie wiedziałem co robić. To co przeżyłem było doświadczeniem na pograniczu snu i jawy. Już sam nie byłem pewien czy na moment nie zasnąłem. Pomimo wątpliwości przyjąłem do swojej wiadomości interpretację, iż na moment omdlałem, a mężczyzna, którego widziałem był jedynie snem, bądź też w najgorszym wypadku przewidzeniem. Jednak wciąż miałem w pamięci jego głos… „Witaj, pisarzu”. Postanowiłem, że przez resztę wieczora będę udawać, że się świetnie bawię. W pewnym momencie z drugiego końca sali zobaczył mnie mój wydawca. Był to starszy mężczyzna, który wiele w życiu przeszedł. Zawsze jednak był elegancki i zawsze stawiał się na bankietach w czarnym fraku i idealnie przyprasowanych spodniach, na nogach miał za każdym razem te same czarne lakierki, które pamiętały chyba czasy jego młodości. Uwielbiałem tego człowieka, był dla mnie jak dziadek. To On mnie odkrył i wylansował. Zawsze mogłem na niego liczyć i lubiliśmy ze sobą rozmawiać. Gdy tylko zobaczył mnie zobaczył podniósł rękę, w której trzymał kieliszek, by zwrócić na siebie moją uwagę. Gdy go zoczyłem uśmiechnąłem się i podszedłem do niego.
- Witaj, Michale – uściskał mi dłoń – Jak tam bankiet?
- Panie Zenonie, jak zwykle nudny – odpowiedziałem.
- Ależ Michale, przecież ci ludzie to twoi czytelnicy i potencjalni sponsorzy – sympatyczny uśmiech pana Zenona nie schodził z jego twarzy.
- Ja rozumiem, to jest mus, ale nie przepadam za tego rodzaju spotkaniami.
- Wiesz Michale, krótko po wojnie tego typu spotkania były jedyną szansą, by poznać kogoś wpływowego – pan Zenon uwielbiał w naszych rozmowach wracać do przeszłości.
- Rozumiem, że to konieczność, ale przecież nikt nie zmusi mnie do lubienia bankietów.
- Przywykniesz do nich, aż w końcu zdasz sobie sprawę, że bez nich żyć nie możesz.
- Pan jak zwykle ma rację.
- Pamiętaj Michale, że najlepszym nauczycielem jest czas. Nie żadne szkoły, które uczą teorii. Przemijanie jest najlepszym nauczycielem – pan Zenon zakasłał – Wybacz mi, Michale, ale muszę wziąć moje leki.
- Oczywiście.
Mój wydawca odszedł, a ja pomyślałem sobie, że to najlepszy moment, aby się ulotnić. Wymknąłem się niezauważenie bocznym wyjściem. Niedaleko ratusza, w niewielkiej kafejce „Elwira” podawali najlepsze cappuccino w mieście. Usiadłem przy barze…
- Witaj, Elwiro – powiedziałem do właścicielki, która obsługiwała akurat jakiegoś starszego mężczyznę.
- Pan Koperski? Miło pana widzieć – ucieszyła się na mój widok Elwira.
- Jak tam interesy? – zapytałem z grzeczności.
- Nie chce być lepiej, ale narzekać też nie mogę. Podać to co zwykle?
Skinąłem głową. Elwira już pamiętała, że piję tylko cappuccino waniliowe. Pięć łyżek kawy w filiżance, a po zalaniu wrzącą wodą kawa musiała stać co najmniej pięć minut.
- Dziś kupiłam pana najnowszą książkę – zagadnęła Elwira.
- Zaczęłaś już czytać? – zapytałem czekając na moją kawkę.
- Jeszcze nie. Da mi pan autograf – kobieta wyjęła spod lady moją książkę i razem z długopisem wręczyła mi ją.
- Nie ma sprawy. Z dedykacją?
- Jeżeli to nie sprawi kłopotu.
„Dla Królowej cappuccino, Michał Koperski” – taki wpis widniał na pierwszej stronie książki „Co to za życie”. Elwira odebrała ode mnie książkę i długopis, a po chwili dostałem moją upragnioną kawę. Wziąłem pierwszy łyk…
- I jak? – zapytała ze zniecierpliwieniem Elwira
- ……Znakomita, jak zawsze – odparłem i nie było w mojej odpowiedzi ani krzty wazeliny. Elwira robiła naprawdę wyborne kawy.
- Nigdy pan tak późno do nas nie przychodził – zauważyła Elwira.
- Zwiałem z bankietu w ratuszu – powiedziałem szeptem.
- Ciężki wieczór, co?
- Nawet nie wiesz jak bardzo – spojrzałem na mój złoty zegarek na ręce, wskazywał 23:48. Wziąłem ostatni łyk, po czym powiedziałem – Elwiro, jak zawsze miło było wypić u Ciebie kawę, ale muszę już lecieć.
- A mi jak zawsze było miło pana gościć. Dziękuję za autograf.
- Nie ma za co.
Wyszedłem przed lokal. Rozejrzałem się w prawo i w lewo, nie było żywego ducha. Właśnie wtedy przypomniałem sobie co mi powiedział tajemniczy jegomość. Poszedłem do swojego samochodu, otworzyłem schowek. W środku znalazłem samochodową mapę Polski z zaznaczonym miejsce, do którego miałem się udać. Coś co z początku uznałem za halucynacje, omamy, czy zwyczajne zwidy, okazało się być prawdą. Zastanawiało mnie tylko, jak ta mapa dostała się do środka mojego samochodu. Nigdy nie woziłem takich rzeczy ze sobą, więc nie mogła należeć do mnie. Nie było też oznak włamania, zatem jakim cudem mapa znalazła się w schowku? Nie mam pojęcia… Dokładnie przyjrzałem się mapie. Miałem pewne obawy co do wyjazdu do tego miejsca, nic o nim nie wiedziałem. W atlasie był zaznaczony przez kogoś punkt, żadnej nazwy, tylko nierówne koło, które oznaczało cel mojej podróży. Przez dłuższą chwilę, niczym w transie, patrzyłem na ten punkt. Z tego stanu katatonii wyrwało mnie pukanie w szybę. Podskoczyłem wystraszony. W okno pukał Zenon Piskorz. Otworzyłem drzwi auta i spojrzałem na niego.
- A ty gdzie się podziewasz? Wszyscy cię szukają – pan Zenon był miły, jak zawsze.
- Rozbolała mnie głowa, musiałem chwilę odpocząć od tego gwaru – to niewinne kłamstwo pozwoliło mi nie wyjść na świra. Nie mogłem przecież powiedzieć, że zjawa podrzuciła mi mapę do samochodu.
- Wracajmy – powiedział dość stanowczo pan Piskorz.
- Już idę – schowałem atlas do schowka i wysiadłem z auta.
Zacząłem iść w panem Zenonem w kierunku ratusza, kiedy spytał mnie się o wakacje.
- Gdzie wyjeżdżasz tym razem? Los Angeles, Barcelona, Rzym… - pan Zenon pewnie wymieniał by dalej miasta świata, gdybym mu nie przerwał.
- Tym razem znacznie bliżej – nie chciałem mówić gdzie dokładnie bo sam tego nie wiedziałem, nie znałem nawet nazwy miejsca mojego przeznaczenie.
- Berlin? – zapytał zdziwiony Zenon.
- Południowa Polska – odparłem.
- Zatem polskie góry. Jakiś nowy pomysł na książkę?
- Być może – myślałem, że jak będę odpowiadać krótko, to mój rozmówca się zmęczy tym tematem, ale wydawca dalej drążył.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- Pewnie w przyszłym tygodniu.
- Ty wiesz o czym będziesz pisać, prawda? – pan Piskorz stanął i zaczął pokazywać na mnie palcem.
- Nic więcej nie powiem – delikatnie i z uśmiechem zakończyłem temat.
Ten nudny bankiet trwał prawie do rana. Myślałem, że już się nie skończy. Cały czas myślałem o mojej „wizji” i o mapie w samochodowym schowku. Chcąc czy nie, coś ciągnęło mnie do tego miejsca, a ja byłem zbyt słaby by się oprzeć temu przyciąganiu. To było tak, jakby postawić się grawitacji. W obu przypadkach nie miałem szans. I tak jak grawitacja przyciąga nas do Ziemi, tak to nieznane mi miejsce, przyciągało mnie.

CDN


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez STINGK dnia Czw 21:03, 07 Gru 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
KINOLUS

Armia Grozy


Armia Grozy
Dołączył: 10 Paź 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: SZCZECIN

PostWysłany: Wto 7:03, 21 Lis 2006    Temat postu:

No , no Panie Michale, drzemie w Tobie spory potencjał literacki. Czy kolejna część tej opowieści jest już gotowa?
Zapowiada się ciekawie(tak bez wazeliny!!!) Czekam na kontynuację. Ja tam piszę tylko wiersze , i mało który jest z dreszczykiem.

pzdr
[link widoczny dla zalogowanych] Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
STINGK

Administrator


Administrator
Dołączył: 02 Paź 2006
Posty: 353
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Wto 11:40, 21 Lis 2006    Temat postu:

Druga część jeszcze nie jest gotowa. Dopiero zaczołem ją pisać. Ja też piszę wiersze, może nie tak dużo jak Ty, ale kilka na swoim koncie mam Smile [link widoczny dla zalogowanych]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PROSEKTORIUM Strona Główna -> Twórczość Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
 
Regulamin